środa, 24 lipca 2013

17.

    Dzisiejszy dzień niewątpliwie był koszmarem. No, przynajmniej dla mnie. Rozpierający się na tylnym siedzeniu bliźniak wyglądał na szczęśliwego, ale też trochę nadąsanego, chociaż tym razem nie miałem z tego powodu wyrzutów sumienia. Tylko anioł mógłby wytrzymać kontakt ze Smętkiem przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale co do tego też nie ma pewności. W sumie… Kiedy jesteś z Billem, niczego nie możesz być pewny. A wyprawa na zakupy to jedna z tych sytuacji, w których mój brat staje się jeszcze bardziej nieprzewidywalny niż zwykle, drastycznie wzrasta też ryzyko zapadnięcia na ciężką chorobę psychiczną bądź zakończenia swojej nędznej egzystencji w wyniku zawału serca.
    Nie mam pojęcia, jakim cudem dałem się wmanewrować w te zakupy. Może brat po prostu wziął mnie na litość. W każdym razie udało mu się. Jak zwykle zresztą. Zaczęło się okropnie. Smętek nie chciał opuścić samochodu, ponieważ „bandaże są niemodne i nie pokaże się w nich na mieście” oraz „wszyscy będą na niego patrzeć”. Jakby nie patrzyli na niego wcześniej, gdy był „zupełnie zwyczajnym chłopakiem, który wcale nie rzucał się w oczy”. W końcu krzykiem zmusił mnie do zatroszczenia się o ubranie, w którym mógłby się pokazać w centrum handlowym, co wcale nie było takie proste. Podczas gdy ja realizowałem czek, bliźniak wytrzasnął skądś różne kolorowe czasopisma, z których miał zamiar dowiedzieć się o nowych trendach. Wyprawiając mnie do sklepu, braciszek nie omieszkał przeprowadzić wykładu na temat najmodniejszych wzorów, krojów i kolorów oraz sklepów, które koniecznie trzeba odwiedzić. Wyłączyłem się już po minucie, czego później przyszło mi żałować. Spojrzenie ekspedientki, którą poprosiłem o „coś modnego w moim rozmiarze”, mówiło wyraźnie, że zupełnie tutaj nie pasuję i nie jestem mile widziany. Musiałem się naprawdę wysilić, żeby uniknąć mierzenia tych koszmarów. Rachunek też nie napawał optymizmem, a byłem aż zanadto świadomy, że to dopiero początek wydatków.
    Oczywiście Bill nie docenił moich starań. Znowu zaczął marudzić. Nawet kiedy zwróciłem mu uwagę, że to ciuchy z najnowszej kolekcji, do tego drogie i sygnowane nazwiskiem znanego projektanta, miał już gotową odpowiedź.
    – Oczywiście, że są modne, ale to nie wystarczy! PRAWDZIWY znawca mody, posiadający SWÓJ WŁASNY STYL wie, że niektórych rzeczy nie powinno się łączyć, a…
    – Ubieraj to, jeśli chcesz dożyć jutra – przerwałem mu brutalnie. Smętek zrobił oburzoną minę, po czym znowu zaczął gadać.
    – Jakbyś nie zauważył, ja już jestem martwy, więc… Zresztą nieważne. Nie będę dyskutował o modzie z takim ignorantem.
    Obraził się. Znowu. Chociaż tym razem było mi to na rękę, w końcu musiałem zregenerować mój zapas cierpliwości. Był on niezbędny, jeżeli chciałem przetrwać zakupy ze Smętkiem.
Tak więc razem z naburmuszonym Smętkiem udałem się do galerii handlowej (na moją nieśmiałą propozycję, że chcę zostać w samochodzie i zaczekać, aż skończy zakupy, odpowiedział wyniośle: „No przecież ktoś musi taszczyć te ubrania!”). Potem zaczęła się gehenna. Odwiedzanie tych wszystkich sklepów, w których wyglądałem jak odszczepieniec i rozmowy z bratem wyglądające mniej więcej tak:
    – Tom, jak wyglądam? Co o tym sądzisz?
    – Jest hmm… ładnie. – Miałem nadzieję, że to komentarz zarazem neutralny i precyzyjny, ale się myliłem.
    – Ładnie czyli jak? Wiesz, to chyba trochę za mało, muszę wyglądać doskonale. Chociaż z drugiej strony ty się nie znasz na modzie i nosisz jakieś koszmarne worki, więc nie powinienem się sugerować twoją opinią.
    Chwila ciszy.
    – A może wyglądam tylko ładnie, bo wybrałem zły kolor? Jak myślisz, w którym kolorze mi lepiej?
    – Eee… w czerwonym. – Wybrałem pierwszy z lewej.
    – W sumie… – Bliźniak ponownie przejrzał się w lustrze. – Wezmę obydwa.
    CO?!
    – Bill, nie możesz kupować każdego ubrania we wszystkich wariantach kolorystycznych… – Bezskutecznie próbowałem wytłumaczyć to bliźniakowi, kiedy wchodziliśmy do kolejnego sklepu.. – Już pojedynczy egzemplarz firmowego ubrania jest bardzo drogi, a jak weźmiesz jeszcze więcej…
    – Tom, mój wygląd jest ważniejszy od wszystkich bogactw tego świata! I to nie jest taki wypad jak kiedyś, gdy wystarczyło kupić tylko kilka par butów, spodni i kilkanaście bluzek, żeby uzupełnić moją kolekcję ciuchów. Ja ją muszę zbudować od zera, nie pojmujesz?
    – Już nie wspomnę o tej stercie prawie nienoszonych ubrań, które trzymasz w domu…
    – One są NIEMODNE, nie mogę ich już nosić. Mam swoją godność, w przeciwieństwie do NIEKTÓRYCH i…
    – Dobra, mniejsza o to. Po prostu my nie mamy pieniędzy na życie, rozumiesz? Jeśli wydasz wszystko, nic nam nie zostanie, a żaden z nas nie ma pracy i nikt nie udzieli nam kredytu. – Z trudem powstrzymywałem się, żeby nie zacząć krzyczeć.
    – To sprzedaj samochód – powiedział tylko lodowatym tonem i oddalił się w stronę wieszaków.
Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę to powiedział. Do tej pory sądziłem, że potrafi myśleć też o nas, nie o sobie, jednak okazało się, że jest zupełnie inaczej. Dla niego chyba naprawdę nic więcej się nie liczyło poza jego paznokciami, ciuchami i fryzurą. Jak mogłem się łudzić, że on zatroszczyłby się o mnie tak, jak ja troszczę się o niego?
    Potrącając innych ludzi, ruszyłem do wyjścia i gdy już miałem opuścić sklep, przede mną nagle pojawił się obładowany ubraniami Smętek.
    – Wiesz, to nie do końca tak, jak myślisz… – Mój brat był nieco… speszony? – Wiem, że ta kupa złomu jest dla ciebie ważna, poza tym przemyślałem to, co powiedziałeś… i postanowiłem zaoszczędzić. Odłożyłem dwie apaszki… – Moja skwaszona mina chyba nie zrobiła na nim wrażenia, bo kontynuował swoją wypowiedź. – …pasek i dwa bardzo modne pierścionki. Do tego mam kartę stałego klienta! Będzie ładny rabacik i może jeszcze jakiś prezent!
    – Sądzisz, że te twoje karty są nadal ważne? Minęły przecież dwa lata.
    – Muszą być. Jak mogliby pozbawić zniżki swojego najlepszego klienta? – Szczerze mówiąc wolałbym, żeby Bill nie był tym najlepszym klientem. Tak byłoby lepiej dla jego konta bankowego. Zwłaszcza teraz. Na pewno po naszym dzisiejszym szaleństwie zostaniemy bez pieniędzy. Chociaż właściwie nie potrafiłem się już gniewać na mojego brata. Może oszczędność w postaci dwóch apaszek nie brzmi imponująco, ale jak na Billa to bardzo wiele. Chyba jednak myliłem się co do niego.
    – Chodźmy teraz do drogerii. Moja zniszczona skóra i biedne paznokietki potrzebują odpowiedniej pielęgnacji…
    Dobrze, nie myliłem się. Po prostu jestem cholernym idiotą.
    Kilka szamponów, balsamów, odżywek, lakierów, pianek, kremów, podkładów, pudrów i innych paskudztw później opuściliśmy galerię lżejsi o… chyba nie wypowiem tej sumy, po prostu muszę ochłonąć. I poważnie zastanowić się nad sobą. Uległem mojemu bratu i to ja będę musiał ponieść tego konsekwencje, bo on dzisiaj pokazał, że jeśli chodzi nasze utrzymanie, on nie kiwnie nawet palcem. Tylko… co właściwie mam zrobić? Sprzedać samochód? Chyba po moim trupie! Znaleźć pracę? Ale jak wtedy znajdę czas na szukanie rozwiązania problemu Billa?
    Nie potrafię pojąć, dlaczego mój bliźniak jest teraz taki szczęśliwy. Przez niego wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej. Dlaczego on zawsze musi tak namieszać w moim życiu?
 Pomimo moich usilnych starań, wciąż nie potrafiłem chociaż na chwilę zapomnieć o naszych nowych problemach.Nadal dręczyła mnie perspektywa utraty całego naszego dobytku i wylądowanie na bruku razem z rozkapryszonym bliźniakiem, do tego zmumifikowanym. Była tylko jedna dobra strona tego sklepowego zamieszania – tymczasowo mogłem liczyć na dobry nastrój Billa, który właśnie okupował łazienkę, podśpiewując coś pod nosem. Udało mi sięwyłapać nieliczne słowa: „paznokietki”, „piękny”, „śliczny”, „przystojny”, „oszałamiający”. Można by pomyśleć, że dawny Bill powrócił. Jednak gdy opuścił łazienkę, złudzenie przepadło. Mumia w kapciach i szlafroku to raczej niecodzienny widok. Jeszcze dodać do tego jakąś maseczkę… i wychodzi z tego dość groteskowy obrazek. Nie wiedziałem, czy mam się bać, czy śmiać, a może współczuć bliźniakowi? Cholera. Jak jedna głupia decyzja mogła całkowicie skomplikować nasze życie?
    Bliźniak tanecznym krokiem przemierzył korytarz, nucąc coś pod nosem. Po chwili jednak nucenie zamieniło się w żałosny skowyt.
    – Bill? Nic ci nie jest? – Podbiegłem do bliźniaka, który cicho jęczał z bólu i rozcierał sobie stopę.
    – Nic, ale mogłem zginąć przez te kamienne paskudztwa! – Posłał wymowne spojrzenie w kierunku urn stojących w kącie korytarza.
    – Co one w ogóle tu robią? Nie miałeś ich przenieść do swojego pokoju?
    – Gdzie tam, nie pasują do wystroju! Ale masz rację, trzeba coś z nimi zrobić. Może zabrać je do twojego pokoju?
    – Nie! – Na myśl o tym aż się wzdrygnąłem. – Nie mógłbym zasnąć, wiedząc, że w pobliżu mojego łóżka znajduje się coś takiego.
    – Jak możesz tak mówić? Przecież to część mnie! – Już miałem znowu zwymyślać obrażalskiego brata, kiedy spostrzegłem coś w rodzaju uśmiechu na jego twarzy. On mnie zwyczajnie podpuszczał!
    – Wcale nie uwierzyłem w to twoje oburzenie. – Chyba to nie wypadło dość przekonująco…
    – Jasne, jasne, okłamuj się dalej – prychnął tylko i… znowu zaczął. – No, dość tego obijania się!
    – Jakiego… – Dobra rada: nigdy nie próbuj wchodzić Billowi w słowo. On i tak zawsze wszystko zrobi po swojemu.
    – Ty już dobrze wiesz, co ja mam na myśli. Ale koniec z tym, bo teraz musimy się wreszcie zatroszczyć o moją urodę. – A co niby robiliśmy przez całe dzisiejsze popołudnie? – Czyli do komputera marsz!
    – Ja mam sprawdzać w internecie, jak robić maseczki i jaką odżywkę do paznokci stosować? Chyba trochę ci odbiło.
    – Jakie maseczki, jakie paznokcie! Jakby to było cokolwiek warte! Mi chodzi o całokształt, czyli jak odwrócić skutki tej całej podróży w czasie.
    – Myślisz, że w internecie wiedzą takie rzeczy? – Uśmiechnąłem się kpiąco. – Na pewno wielu internautów ma bogate doświadczenia z podróżami w czasie.
    – To już nie pamiętasz tego starego przysłowia: „czego nie ma w google, to nie istnieje”? – zapytał bliźniak. Może znowu mnie podpuszcza? Ciężko rozpoznać jakiekolwiek emocje na jego „nowej” twarzy, do tego jeszcze ta paskudna maseczka…
    – No dobra, ja też nie wierzę, że cokolwiek tam będzie. Ale trzeba przecież od czegoś zacząć, nie? – powiedział w końcu.
    Nie zamierzałem nawet tego komentować.
   - Nic. Null. Zero – wymamrotałem zrezygnowany. Same artykuły o fizyce, z których byliśmy w stanie zrozumieć tylko spójniki. Fantastycznie.
    – Zawsze możemy wrócić do Egiptu – podsunął bez przekonania bliźniak.
    – Ciekawe, jak niby dalibyśmy sobie tam radę. Bez znajomości języka…
    – Będziesz musiał, to się nauczysz. Przez te dwa lata zastanawiałem się nad uczeniem Egipcjan niemieckiego, ale miałem dużo innych spraw na głowie.
    – Akurat ty umiałbyś ich czegokolwiek nauczyć… – Niezbyt wierzyłem w te umiejętności bliźniaka.
    – Ale byłbym sławny! Wymienialiby mnie w podręcznikach do niemieckiego, no i cały Egipt mówiłby po niemiecku… Dostałbym jakieś odznaczenie za propagowanie kultury narodowej…
    – Nie dostałbyś, bo w Egipcie to by nie była kultura narodowa.
    – Zawsze musisz wszystko zepsuć.
    – Nie, ja zawsze mam rację.
    – I to zawsze wszystko psuje.
    – Nie psuje, bo ten twój plan i tak nie miał żadnych szans powodzenia. Kto by chciał się przenieść do starożytnego Egiptu? Bez internetu, telewizji…
    – Ale miałem tam swojego osobistego niewolnika.
    – Odkąd tu wróciłeś, ja ciągle zasuwam jak jakiś niewolnik. I co ja z tego mam?
    – Przesadzasz. Naprawdę, przez te dwa lata zrobiłeś się strasznie czepialski. To pewnie przez brak tej bliźniaczej więzi i tak dalej…
    – Jesteś najbardziej irytującą mumią na świecie.
    – Jestem jedyną prawdziwą mumią na świecie. W sumie trochę szkoda, że kiedy już będę znowu piękny, przestanę być dziedzictwem kultury starożytnej… – Miałem wielką ochotę parsknąć śmiechem, słysząc te rewelacje.
    – Taak… Wyobraź sobie swoje zdjęcie w gazecie i podpis: „Bill Kaulitz, 22 lata. Zawód: dziedzictwo kultury starożytnej”…
    – Jakie tam 22? Będzie ponad dwa tysiące… Poza tym w obecnym stanie wolałbym nie publikować żadnych zdjęć.
    – Dopiąłeś swojego celu z dzieciństwa – zawsze to ty chciałeś być starszy.
    – Starszy, ale nie aż tak stary. Bardziej nadaję się na twojego przodka niż na brata. – stwierdził, a po chwili dodał: – Spoglądając na ciebie, ze smutkiem stwierdzam, że cała moja uroda gdzieś przepadła przez pokolenia.
    – Masz coś do mojej urody?
    Lekko trzepnąłem go w ramię. Bliźniak nie pozostał mi dłużny. Po chwili turlaliśmy się po podłodze jak za dawnych czasów. „Walka” była wyrównana, bo chociaż byłem silniejszy, Bill był cholernie ruchliwy, nie miał też oporów przed gryzieniem i drapaniem, chociaż utracił niedawno swoją najstraszniejszą broń – jego szpony, równo przycięte i potraktowane odżywką przypominały teraz zwyczajne paznokcie. W końcu udało mi się przyszpilić brata do podłogi, wykorzystując jego wrażliwość na łaskotki.
    – To nie fair! – zapiszczał w przerwie między kolejnymi wybuchami śmiechu. – Mógłbyś bardziej szanować dorobek kulturalny ludzkości!
    – Dorobek kulturalny mający łaskotki? Intrygujące. – Ani myślałem przestać. Zwijająca się na podłodze mumia stanowiła prześmieszny widok.
    – To nie umniejsza mojej wartości i nie oznacza, że wolno ci mnie traktować z takim brakiem szacunku!
    – W tej chwili naprawdę cię podziwiam i szanuję. – Czasami bycie bezlitosnym naprawdę może sprawić przyjemność.
    – A możesz mnie szanować, nie łaskocząc mnie? Bo mam już naprawdę dość. Wiesz, moje mięśnie brzucha są już w naprawdę kiepskiej kondycji, od tego ustawicznego śmiechu mogę się rozpaść na kawałki. Naprawdę chcesz zgarnąć twojego brata na szufelkę? Albo sklejać go super glue?
    – Wiesz, że przez ciebie mogę mieć nawrót mumiofobii?
    – To nic takiego w porównaniu z rozsypaniem się na części. Nie mówiąc już o reszcie przypadłości powiązanych z moim obecnym stanem… Na przykład…
    – Dobra, wygrałeś – wymamrotałem, puszczając go.
    – Zobaczysz, jeszcze się zemszczę – wydyszał bliźniak, ale jego spojrzenie wyrażały tylko radość i ekscytację.
    – Tylko spróbuj, chudzino.
    – A żebyś wiedział. Szykuj się, bo nie znasz dnia ani godziny…
    Zaczęliśmy się śmiać. Było tak, jak za dawnych czasów, jakby ta zwariowana historia z Egiptem nigdy nie miała miejsca, a Bill nigdy nie opuszczał naszego domu. Nawet mumiofobia gdzieś zniknęła, jakby już nie miała powrócić. Chciałem mocno przytuliś bliźniaka, kiedy zauważyłem, że obaj jesteśmy wymazani jakimś białym paskudztwem.
    – Zniszczyłeś mi maseczkę przez te głupie zabawy.
    – Czy to ważne? – powiedziałem tylko i objąłem go mocno. Zamknąłem oczy i byłem naprawdę szczęśliwy. Wiedziałem, że nikt i nic nas nie rozdzieli, cokolwiek miałoby się wydarzyć…. Wdychałem zapach kremów i olejków, a pod palcami czułem każdą, nawet najdrobniejszą wypukłość jego ciała. Przez chwilę wydawało mi się, że znów dotykam tego pięknegochłopaka, o którego zabiegali projektanci; delikatnego, wiotkiego, obdarzonego niepospolitą urodą i pełnego niewymuszonego wdzięku. Miał w sobie coś, co przyciągało, obezwładniało, fascynowało. Był tak bliski ideału, że można było mu wybaczyć te wszystkie drobne wady.
    Dopiero gdy bliźniak wymknął się z mojego uścisku, dotarło do mnie, że moje myśli były w pewien sposób niestosowne. Nie powinienem był myśleć w ten sposób o rodzonym bracie ani o żadnym innym chłopaku. To pewnie przez zmęczenie dniem pełnym wrażeń. Normalnie na pewno nie powiedziałbym, że mój własny brat jest pociągający. Chyba muszę się położyć.
    – Dobranoc – szepnąłem do bliźniaka i udałem się do swojego pokoju. Znajdując się już na korytarzu, usłyszałem jeszcze głos bliźniaka.
    – Ja też zaraz się położę. Jutro czeka nas bardzo pracowity dzień.
    Co on znowu kombinuje?